sobota, 22 marca 2014

Rozdział 1 "Kłopoty"

„ Pamiętaj także o tym, że kochałam, i że to miłość skazała mnie na śmierć” ~Halina Poświatowska


Trzynaście lat później:

Zielone oczy Inez z zaciekawieniem pochłaniały każdy milimetr lasu, w którym Ilis zarządziła postój. Dziewczynka była wyjątkowa. Wśród elfów nie było zbyt dużo rudowłosych. Przeważnie byli oni blondynami, bądź brunetami. Kolor jej włosów i sposób ubierania się pomagał o tej porze roku wtapiać się w otoczenie bez użycia magii. A nosiła ona czerwone trzewiki i spodnie, pomarańczową bluzeczkę, a także ciepłą, długą pelerynę z kapturem. Jej pomoc polegała na tym, iż była umalowana pomarańczowo-czerwonymi farbami tak, by miała taki sam odcień, co opadłe liście.
Tegoroczna jesień była przepiękna. Deszczów było bardzo mało, dlatego liście nie gniły tak szybko, co dawało efekt „promienistego świata”. Drzewa, pomimo ciemnej kory, na tle żółci wyglądały bajecznie.
Młoda elfka nie zwracała uwagi na miseczkę owoców stojącą przed nią, gdyż była zbyt zajęta oglądaniem lasu. Była nazbyt ciekawska, ale jej opiekunkę wcale to nie martwiło. Wręcz przeciwnie.
- Inez, zjedz coś. Czeka nas bardzo długa droga i nie będziemy się zatrzymywać, aż do zachodu słońca – powiedziała znachorka, podsuwając trzynastolatce pod nos strawę i tym samym zwracając jej uwagę na siebie.
- Dobrze, Ilis - odpowiedziała, niechętnie odrywając wzrok od widoku. – A ty, Storm, nie jesteś głodny?
Dziewczyna zawsze martwiła się o swojego białego pegaza, który leżał na liściach, odpoczywając przed kolejną morderczą jazdą przez pnącza i zarośla.
- Jedz spokojnie, a o mnie się nie martw – odparł, trącając przyjaźnie rękę elfki. Przez jakiś czas cała trójka milczała. Później po raz kolejny odezwała się Inez:
- Mogłam upolować jakieś zwierzę. Dlaczego mi nie pozwoliliście? – zapytała z wyrzutem, patrząc na maga i pegaza. Każdy, kto zdążył ją poznać wiedział, że była wyśmienitą myśliwą.
- Ponieważ – odpowiedziała starsza, wywracając teatralnie oczami – dojeżdżamy do kolejnego miasteczka i podczas polowania mogłabyś natknąć się na myśliwych lub, co gorsza, strażników pobliskiego miasta.
Ruda elfka rozłożyła ręce, a otwartą dłonią uderzyła się w czoło, czemu towarzyszyło głuche klapnięcie i salwa śmiechu. Ilis spojrzała zaniepokojona na niebo, oceniając, ile mają jeszcze czasu.
- Musimy ruszać – mruknęła po chwili zbierając gliniane miseczki i chowając je do pakunków jucznego konika, stojącego obok pegaza. Później wskoczyła zwinnie na Storma, a Inez zatrzymała się tuż koło nich, czekając na znak. Pegaz tupnął kopytem i ruszył, a elfka pobiegła zaraz za nimi. Pomimo morderczego tępa, jakie narzucił sobie Storm, Inez doganiała go bez żadnego problemu. Szybkość była u elfów codziennością, ale ta dziewczyna była fenomenem. Wychowana w lesie, zahartowana przez życie, wytrzymała dzięki treningom, potrafiła biec i walczyć jeszcze lepiej, szybciej.
Wyprzedziła swoich opiekunów o dobre dwadzieścia metrów, starając się przy tym nie męczyć. Widząc, że szlak, którym podążała zakręca, zwolniła i zakręciła ostro zaraz za jesionem.
Zamarła w miejscu, widząc odwróconego do niej tyłem bruneta, z tuniką straży królewskiej na sobie. Szybko wskoczyła za pień drzewa. Strach ogarnął jej umysł, ale nie na tyle, żeby wpadła w panikę. Opanowana, przyłożyła złożone odpowiednio ręce do ust i zadmiła w nie. Dźwięk przypominał pohukiwanie sowy, a tak naprawdę był to ich znak ostrzegawczy, aby ci, którzy pozostali z tyłu, zatrzymali się. Z nasuniętym na głowę kapturem Inez wyjrzała zza dębu.
Napotkała przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu elfa. Tylko dzięki ogromnej odwadze i odpowiedniemu wyszkoleniu, udało jej się nie opuścić wzroku. Gdyby to zrobiła, mogłaby mimowolnie poruszyć głową, co od razu by ją zdradziło. Strażnik odwrócił się na pięcie i odszedł. Serce dziewczynki, przerażonej spokojem mężczyzny, biło niebezpiecznie szybko. Ostrożnie, jak najlżej, podniosła się z kupki liści, na której siedziała i nadała sygnał, że już wszystko w porządku. Z zakrętu wypadł Storm, w ostatniej chwili hamując.
- Kto? – zapytała Ilis, zeskakując z pegaza i podchodząc do Rudej.
- Strażnik Królewskiego Patrolu – odpowiedziała, patrząc na reakcję swojej opiekunki.
- Storm, uniesiesz ją i odstawisz w bezpieczne miejsce? – zapytała, kładąc rękę na czole zwierzęcia.
- Zależy, jak długa czeka nas droga – odpowiedział pegaz, ruchem pokazując, żeby elfka na niego wsiadła. Inez usadowiła się w siodle, ze swoim łukiem i kołczanem na plecach, a także małą sakiewką w kieszeni. Spojrzała na Ilisę.
- Co się dzieje?
Minęła długa chwila, zanim Ilisa zdobyła się na odpowiedź.
- Szukają nas – mruknęła, a pegaz wzbił się w powietrze, zostawiając swoją panią i jucznego konika w dole.
- Nic jej nie będzie, prawda? – szepnęła ze strachem Inez do ucha Storma.
- Mam nadzieję.

***
Zapadał zmrok, a mag gnał najszybciej jak się dało na małym, obładowanym koniu. Spojrzała przez ramię i ujrzała kawalerię elfów z królewskiej świty, coraz bardzie zbliżających się do niej. Elfka wyskoczyła z siodła, lądując za swoim wierzchowcem i klepnęła do w zad. Zwierzę popędziło dalej, zostawiając Ilisę samą. Ta odwróciła się, będąc prawie całkiem wyczerpana i naciągnęła swój łuk.
Wystrzeliła, lecz dobrze wymierzona strzała nie dotarła do celu, zatrzymując się metr przed elfem i opadła na ziemię. W jej stronę pomknął nóż, a zaraz za nim pięć strzał. Groty utkwiły trzy centymetry od ciała, lecz nóż przebił bariery, rozrywając ciało elfki. Ilis wrzasnęła z bólu i poleciała do tyłu, uderzając o ziemię. Właściciel ostrza uklęknął przy kobiecie i zapytał aksamitnym głosem:
- Gdzie ona jest?
- A kto ją tam wie – odpowiedziała, uśmiechając się drwiąco do elfa, który wyciągnął nóż z brzucha Ilis, sprawiając jej przy tym dodatkowe męki.
- Uciekła – mruknął do swoich pobratymców, po czym wskoczył na swojego wierzchowca i wraz z resztą kawalerii odjechał zostawiając elfkę samą.
- Mea amica, mea fugere longe,  princeps mundi Dryadalis* - majaczyła, powtarzając zwrotkę jednej z kołysanek, którą śpiewała jej matka do snu.
Jej oczy rozbłysły jasnym światłem, a już po chwili zgasły, odbijając w sobie gwiazdy świecące na niebie tego wieczora, w którym dziecko zostało pozbawione swojej opiekunki. Gdzieś w górach Sabeorach zawył wilk, żegnając duszę Ilis, odchodzącą do niebios, by zasiąść w legendarnej Radzie Duchów i stamtąd obserwować poczynania Storma i Inez.

~~~~~~~~~~~~


*Mea amica, mea fugere longe,  princeps mundi Dryadalis - Moja kochana, moja kochana, uciekaj jak najdalej, księżniczko Elfiego Świata

_______________

Tak jak napisałam, tak jest : )
Niektórzy mogą się zdziwić tym, że rozdział jest tak krótki. Też byłam lekko zszokowana, kiedy go pisałam. Moje teksty są zazwyczaj o wiele, wiele dłuższe. Mam nadzieję, że wybaczycie i następny rozdział Wam to wynagrodzi : )
Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz