„ Pamiętaj także o tym,
że kochałam, i że to miłość skazała mnie na śmierć” ~Halina Poświatowska
Trzynaście
lat później:
Zielone oczy Inez z zaciekawieniem
pochłaniały każdy milimetr lasu, w którym Ilis zarządziła postój. Dziewczynka
była wyjątkowa. Wśród elfów nie było zbyt dużo rudowłosych. Przeważnie byli oni
blondynami, bądź brunetami. Kolor jej włosów i sposób ubierania się pomagał o
tej porze roku wtapiać się w otoczenie bez użycia magii. A nosiła ona czerwone
trzewiki i spodnie, pomarańczową bluzeczkę, a także ciepłą, długą pelerynę z
kapturem. Jej pomoc polegała na tym, iż była umalowana pomarańczowo-czerwonymi
farbami tak, by miała taki sam odcień, co opadłe liście.
Tegoroczna jesień była przepiękna.
Deszczów było bardzo mało, dlatego liście nie gniły tak szybko, co dawało efekt
„promienistego świata”. Drzewa, pomimo ciemnej kory, na tle żółci wyglądały
bajecznie.
Młoda elfka nie zwracała uwagi na
miseczkę owoców stojącą przed nią, gdyż była zbyt zajęta oglądaniem lasu. Była
nazbyt ciekawska, ale jej opiekunkę wcale to nie martwiło. Wręcz przeciwnie.
- Inez, zjedz coś. Czeka nas bardzo
długa droga i nie będziemy się zatrzymywać, aż do zachodu słońca – powiedziała
znachorka, podsuwając trzynastolatce pod nos strawę i tym samym zwracając jej
uwagę na siebie.
- Dobrze, Ilis - odpowiedziała,
niechętnie odrywając wzrok od widoku. – A ty, Storm, nie jesteś głodny?
Dziewczyna zawsze martwiła się o
swojego białego pegaza, który leżał na liściach, odpoczywając przed kolejną
morderczą jazdą przez pnącza i zarośla.
- Jedz spokojnie, a o mnie się nie
martw – odparł, trącając przyjaźnie rękę elfki. Przez jakiś czas cała trójka
milczała. Później po raz kolejny odezwała się Inez:
- Mogłam upolować jakieś zwierzę.
Dlaczego mi nie pozwoliliście? – zapytała z wyrzutem, patrząc na maga i pegaza.
Każdy, kto zdążył ją poznać wiedział, że była wyśmienitą myśliwą.
- Ponieważ – odpowiedziała starsza,
wywracając teatralnie oczami – dojeżdżamy do kolejnego miasteczka i podczas
polowania mogłabyś natknąć się na myśliwych lub, co gorsza, strażników
pobliskiego miasta.
Ruda elfka rozłożyła ręce, a otwartą
dłonią uderzyła się w czoło, czemu towarzyszyło głuche klapnięcie i salwa
śmiechu. Ilis spojrzała zaniepokojona na niebo, oceniając, ile mają jeszcze
czasu.
- Musimy ruszać – mruknęła po chwili
zbierając gliniane miseczki i chowając je do pakunków jucznego konika,
stojącego obok pegaza. Później wskoczyła zwinnie na Storma, a Inez zatrzymała
się tuż koło nich, czekając na znak. Pegaz tupnął kopytem i ruszył, a elfka
pobiegła zaraz za nimi. Pomimo morderczego tępa, jakie narzucił sobie Storm,
Inez doganiała go bez żadnego problemu. Szybkość była u elfów codziennością, ale
ta dziewczyna była fenomenem. Wychowana w lesie, zahartowana przez życie,
wytrzymała dzięki treningom, potrafiła biec i walczyć jeszcze lepiej, szybciej.
Wyprzedziła swoich opiekunów o dobre
dwadzieścia metrów, starając się przy tym nie męczyć. Widząc, że szlak, którym
podążała zakręca, zwolniła i zakręciła ostro zaraz za jesionem.
Zamarła w miejscu, widząc odwróconego
do niej tyłem bruneta, z tuniką straży królewskiej na sobie. Szybko wskoczyła
za pień drzewa. Strach ogarnął jej umysł, ale nie na tyle, żeby wpadła w
panikę. Opanowana, przyłożyła złożone odpowiednio ręce do ust i zadmiła w nie.
Dźwięk przypominał pohukiwanie sowy, a tak naprawdę był to ich znak
ostrzegawczy, aby ci, którzy pozostali z tyłu, zatrzymali się. Z nasuniętym na
głowę kapturem Inez wyjrzała zza dębu.
Napotkała przenikliwe spojrzenie
niebieskich oczu elfa. Tylko dzięki ogromnej odwadze i odpowiedniemu
wyszkoleniu, udało jej się nie opuścić wzroku. Gdyby to zrobiła, mogłaby
mimowolnie poruszyć głową, co od razu by ją zdradziło. Strażnik odwrócił się na
pięcie i odszedł. Serce dziewczynki, przerażonej spokojem mężczyzny, biło
niebezpiecznie szybko. Ostrożnie, jak najlżej, podniosła się z kupki liści, na
której siedziała i nadała sygnał, że już wszystko w porządku. Z zakrętu wypadł
Storm, w ostatniej chwili hamując.
- Kto? – zapytała Ilis, zeskakując z
pegaza i podchodząc do Rudej.
- Strażnik Królewskiego Patrolu –
odpowiedziała, patrząc na reakcję swojej opiekunki.
- Storm, uniesiesz ją i odstawisz w
bezpieczne miejsce? – zapytała, kładąc rękę na czole zwierzęcia.
- Zależy, jak długa czeka nas droga –
odpowiedział pegaz, ruchem pokazując, żeby elfka na niego wsiadła. Inez
usadowiła się w siodle, ze swoim łukiem i kołczanem na plecach, a także małą
sakiewką w kieszeni. Spojrzała na Ilisę.
- Co się dzieje?
Minęła długa chwila, zanim Ilisa
zdobyła się na odpowiedź.
- Szukają nas – mruknęła, a pegaz wzbił
się w powietrze, zostawiając swoją panią i jucznego konika w dole.
- Nic jej nie będzie, prawda? – szepnęła
ze strachem Inez do ucha Storma.
- Mam nadzieję.
***
Zapadał zmrok, a mag gnał najszybciej
jak się dało na małym, obładowanym koniu. Spojrzała przez ramię i ujrzała
kawalerię elfów z królewskiej świty, coraz bardzie zbliżających się do niej.
Elfka wyskoczyła z siodła, lądując za swoim wierzchowcem i klepnęła do w zad.
Zwierzę popędziło dalej, zostawiając Ilisę samą. Ta odwróciła się, będąc prawie
całkiem wyczerpana i naciągnęła swój łuk.
Wystrzeliła, lecz dobrze wymierzona
strzała nie dotarła do celu, zatrzymując się metr przed elfem i opadła na
ziemię. W jej stronę pomknął nóż, a zaraz za nim pięć strzał. Groty utkwiły
trzy centymetry od ciała, lecz nóż przebił bariery, rozrywając ciało elfki.
Ilis wrzasnęła z bólu i poleciała do tyłu, uderzając o ziemię. Właściciel
ostrza uklęknął przy kobiecie i zapytał aksamitnym głosem:
- Gdzie ona jest?
- A kto ją tam wie – odpowiedziała,
uśmiechając się drwiąco do elfa, który wyciągnął nóż z brzucha Ilis, sprawiając
jej przy tym dodatkowe męki.
- Uciekła – mruknął do swoich
pobratymców, po czym wskoczył na swojego wierzchowca i wraz z resztą kawalerii
odjechał zostawiając elfkę samą.
- Mea amica, mea fugere longe, princeps mundi Dryadalis* - majaczyła,
powtarzając zwrotkę jednej z kołysanek, którą śpiewała jej matka do snu.
Jej oczy rozbłysły jasnym światłem, a
już po chwili zgasły, odbijając w sobie gwiazdy świecące na niebie tego
wieczora, w którym dziecko zostało pozbawione swojej opiekunki. Gdzieś w górach
Sabeorach zawył wilk, żegnając duszę Ilis, odchodzącą do niebios, by zasiąść w
legendarnej Radzie Duchów i stamtąd obserwować poczynania Storma i Inez.
~~~~~~~~~~~~
*Mea amica,
mea fugere longe, princeps mundi Dryadalis - Moja kochana, moja kochana, uciekaj
jak najdalej, księżniczko Elfiego Świata
_______________
Tak jak napisałam, tak jest : )
Niektórzy mogą się zdziwić tym, że rozdział jest tak krótki. Też byłam lekko zszokowana, kiedy go pisałam. Moje teksty są zazwyczaj o wiele, wiele dłuższe. Mam nadzieję, że wybaczycie i następny rozdział Wam to wynagrodzi : )
Pozdrawiam!
_______________
Tak jak napisałam, tak jest : )
Niektórzy mogą się zdziwić tym, że rozdział jest tak krótki. Też byłam lekko zszokowana, kiedy go pisałam. Moje teksty są zazwyczaj o wiele, wiele dłuższe. Mam nadzieję, że wybaczycie i następny rozdział Wam to wynagrodzi : )
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz